– Wszyscy w środowisku wiedzą, że jestem Polakiem – podkreśla w
rozmowie z Polską Agencją Prasową Ed (Edward) Korfanty,
najbardziej utytułowany trener w historii szermierki w USA, który
od 24 lat mieszka w tym kraju.
62-letni dziś Korfanty to były czołowy polski szablista, wielokrotny medalista
mistrzostw kraju, który po zakończeniu kariery rozpoczął pracę trenerską.
Szkolił m.in. kadrę narodową. W 1990 roku wyjechał do USA. Decyzję, jak
przyznał, podjął w ciągu jednego wieczora.
– To było w czasie solidarnościowych przemian, które wpłynęły na moją
decyzję. W poprzednim systemie zawodnicy i trenerzy zatrudnieni byli na
etatach w zakładach pracy, a w zamian świadczyliśmy usługi sportu i rekreacji dla pracowników.
Kiedy w styczniu 1990 roku dostałem wypowiedzenie z pracy, zadałem sobie pytanie, co dalej?
Jako magister WF i trener pierwszej klasy szermierki mogłem rozpocząć pracę w szkole, ale
musiałbym czekać aż do września. A ja byłem żonaty, córka miała już 11 lat i trzeba było myśleć o
utrzymaniu rodziny. W ciągu jednego wieczora zdecydowałem o wyjeździe do USA. Wierzyłem, że
pasja i umiejętności trenerskie zostaną za oceanem docenione – wspominał.
Korfanty wyjechał do Ameryki bez znajomości języka angielskiego. Zatrzymał się w Nowym Jorku,
gdzie pracował w różnych klubach, udzielając lekcji fechtunku i w ten sposób zarabiając na
utrzymanie. Dość szybko trafił na Uniwersytet Notre Dame w South Bend w stanie Indiana jako
asystent trenera głównego.
– Praca była łatwa i przyjemna. Miałem dużo wolnego czasu, który wykorzystywałem na naukę
języka i… wypełnianie podań o tzw. zieloną kartę. Uczelnia bardzo mi pomogła w uzyskaniu tego
dokumentu, który był niezbędny, by mogła do mnie dołączyć rodzina. Cały proces zamknął się w
ciągu roku i w lutym 1991 dołączyły do mnie żona i córka. Wtedy na dobre rozpoczęła się nasza
życiowa przygoda w USA – zaznaczył.
Jako szkoleniowiec szybko zaczął osiągać dobre wyniki zarówno ze studentami z Notre Dame, jak i
wyczynowcami. To zaowocowało propozycją pracy w charakterze głównego trenera “Fencing
Fundation” w Portland.
– Zgodziłem się z dwóch powodów. Po pierwsze, wierzyłem, że jako młody stosunkowo trener
mogę odnosić sukcesy w zawodowym sporcie. Drugim czynnikiem był… klimat. Miałem dość
srogich zim i bardzo wilgotnego, dusznego lata z dużą ilością atakujących komarów – zaznaczył.
Podróż ze wschodu na zachód Stanów Zjednoczonych wykorzystali z żoną na odkrywcze wakacje.
– Cały dobytek zapakowaliśmy w dwa samochody i wyruszyliśmy na… podbój Ameryki. Były to
jedne z lepszych naszych wakacji. Odwiedziliśmy m.in. Mount Rushmore, czyli wykute w skale
rzeźby prezydentów USA, pomnik wodza indiańskiego Crazy Horse, który wykonał polski artysta
Korczak Ziółkowski na zlecenie wodza Indian Lakota Chief Henry’ego Standinga Beara. Na miejscu
spotkaliśmy żyjącą jeszcze wówczas żonę Ziółkowskiego i jego dzieci, dla których pomnik i
otoczenie stały się dochodowym sposobem na życie. Olbrzymie wrażenie zrobił też na nas rezerwat
przyrody Yellowstone Park – opowiadał.
W Oregonie pracę zaczął praktycznie od zera, od szkolenia amatorów i dzieci, u których jednak
szybko rozbudził zainteresowanie, a później wręcz miłość do szermierki. Po czterech latach
owocnej pracy otrzymał propozycję objęcia kadry narodowej szablistek.
– Na tym stanowisku pracuję od 1999 roku do dziś, choć co roku federacja ogłasza konkurs.
Przychodzi jednak tylko jedna oferta… Moja. Myślę, trochę nieskromnie, że moje osiągnięcia na
arenie międzynarodowej potencjalnych kandydatów nieco paraliżują. Mam w dorobku 52 medale
mistrzostw świata różnych kategorii wiekowych z zawodnikami, których wychowałem od zera.
Największe sukcesy to oczywiście dwa złote medale olimpijskie Mariel Zagunis. Pierwszy, z Aten,
przerwał ponad stuletnią amerykańską posuchę na igrzyskach w tej dyscyplinie – powiedział
Korfanty.
Cztery lata później w Pekinie na podium rywalizacji szablistek stanęły wyłącznie jego podopieczne.
– Były to pierwsze amerykańskie medale tych igrzysk, a z trybun walki finałowe obserwował
ówczesny prezydent USA George W. Bush. Po tym sukcesie moje nazwisko znalazło się w
amerykańskiej, a w 2013 roku światowej szermierczej Galerii Sław. Z kolei za osiągnięcia sportowe
i propagowanie sportu szermierczego w świecie zostałem uhonorowany w 2012 roku przez
prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski – wymienił
niektóre ze swoich honorów.
W związku z licznymi zasługami dla amerykańskiej szermierki tamtejszy związek nazwał jego
nazwiskiem zawody Pucharu Świata w szabli – “Korfanty Cup” odbywa się co roku w Chicago i ma
stałe miejsce w kalendarzu.
– To duży zaszczyt i wyróżnienie dla mnie, ale i całej polskiej Polonii w USA. Organizatorzy muszą
jednak ciągle szukać sponsorów imprezy, więc nie wiem, jak długo jeszcze impreza będzie
rozgrywana pod tą nazwą. Głównym trofeum jest piękny puchar, który ufundowała… Zagunis,
najbardziej utytułowana obecnie szablistka globu – poinformował.
Nie tylko z racji zawodu urodzony w Piekarach Śląskich Korfanty nie traci kontaktu z ojczyzną.
– Staram się bywać w Polsce co najmniej dwa razy w roku. Przyjeżdżam na turniej Pucharu Świata
juniorów w Sosnowcu, a gdy mistrzostwa świata są rozgrywane w Europie, to na miejsce
ostatniego zgrupowania wybieram najczęściej Centralny Ośrodek Sportu w Spale. Moje
zawodniczki bardzo lubią to miejsce.
Obecnie jego związki z krajem to także dwie zawodniczki polskiego pochodzenia.
– To Dagmara Wozniak i Monika Aksamit ze szkoły szermierczej bardzo dobrego polskiego trenera
Janka Młynka, którego klub znajduje się w New Jersey. Oczywiście z dziewczynami rozmawiam po
polsku. Zresztą całe nasze środowisko wie, że jestem Polakiem. A kto zapomina, to ja mu to
przypominam przy każdej okazji – mówi z uśmiechem Korfanty.
W liczącym ok. miliona mieszkańców Portland jest niezbyt liczna, ale prężnie działająca grupa
Polonusów.
– Corocznie we wrześniu organizowany jest polski festiwal, na którym prezentowana jest rodzima
kultura, jak również serwowane są polskie specjały kulinarne. Dochód z imprezy przeznaczony jest
na rozwój polskiej szkoły oraz funkcjonowanie Domu Polskiego, w którego zarządzie działa moja
żona. Dom Polski zajmuje się przygotowaniem wszelkich imprez dla Polonii, kontaktem z
placówkami dyplomatycznymi i innymi organizacjami polonijnymi – wspomniał.
W Portland Polonię tworzą lekarze, prawnicy, pracownicy akademiccy, nauczyciele, inżynierowie i
informatycy, choć są i ludzie prowadzący małe firmy usługowe.
– Mam dużą grupę polskich przyjaciół, z którymi grywam w tenisa, piłkę nożną czy brydża –
przyznał jeden z najlepszych w świecie trenerów szermierki.
Paweł Puchalski, Polska Agencja Prasowa