
W malarstwie staram się przedstawić chwile, zdarzenia, które przeżyłam i zaobserwowałam. Ale
najczęściej opowiadam je językiem z baśni i legend – mówi w wywiadzie dla PAP
polska malarka Karolina Matyjaszkowicz.
Obrazy tej młodej artystki pochodzącej z Łowicza są pełne barwnych, niezwykłych postaci
inspirowanych słowiańskimi wierzeniami i ludowymi przekazami. Przemyca w nich także elementy
łowickiego folkloru nie zapominając o swoich kulturowych
korzeniach. Jej prace były pokazywane na wystawach w kraju i za granicą; obecnie przygotowuje
się do swojej pierwszej monograficznej wystawy.
PAP: Ukończyła Pani Wydział Tkaniny i Ubioru łódzkiej ASP o specjalności wzornictwo i
projektowanie tkaniny, ale nie tkaninie, a malarstwu się Pani poświęciła. Dlaczego?
Karolina Matyjaszkowicz: Podczas studiów na łódzkiej ASP zrozumiałam, że najważniejszy jest dla
mnie proces twórczy. Interesują mnie korelacje, które zachodzą między mną a wytworem mojej
wyobraźni, a następnie nim a odbiorcą. W malarstwie mogę rozwijać zainteresowanie tkaniną,
technikami drukarskimi i do woli eksperymentować. Ale studiowanie w pracowniach tkaniny
szczególnie druku na tkaninie, gdzie kładziono duży nacisk na projekt i kompozycję, silnie wpłynęło
na mój malarski warsztat.
PAP: Pani obrazy są pełne stworków, duszków, kolorów, ale też demonów. To świat żywcem jakby
wyjęty ze starych podań i legend. Skąd Pani czerpie inspiracje?
K.M.: Przede wszystkim wyobraźnia, to ona stanowi podstawę twórczości, również mojej. W
obrazach zamykam krótkie historie, próbuję uchwycić nastrój tajemniczości. W malarstwie staram
się przedstawić chwile, zdarzenia, które przeżyłam i zaobserwowałam. Ale najczęściej opowiadam
je językiem z baśni i legend.
Już od kilku lat słowiańskie wierzenia i ludowe przekazy są moją inspiracją. Świat naszych
przodków obfitował w magiczne stworzenia, które zazwyczaj były bezcielesne ale czasem
przyjmowały formy antropomorficzne, zoomorficzne czy teratologiczne. Wątki demonologiczne
stanowią część naszej kultury. Choć wierzenia naszych przodków czasem uważane są za zabobony,
były bardziej racjonalne, niż z pozoru może się to wydawać. W ten sposób racjonalizowali świat,
który ich otaczał. Wierzenia były próbą tłumaczenia sobie zjawisk przyrodniczych, chorób, potęgi
żywiołów. Stanowiły fundament dla norm etycznych przyjętych w danej społeczności. Ugruntowały
nakazy i zakazy moralne.
Nasi przodkowie stworzyli złożony i niezwykle fascynujący system wierzeń. Dlatego wiara w
Południce, Gradowniki, Plunki czy Chmurnice miała swoje uzasadnienie. Jest też wyśmienitą
pożywką dla mojej wyobraźni. Już we wczesnym dzieciństwie zetknęłam się z mitologią
słowiańską. Babcia bardzo często czytywała mi przygody o niesfornym Kłobuczku. Bajaki Ireny
Kwintowej tak silnie wpłynęły na moją dziecięcą wyobraźnię, że do dzisiaj znajdują odbicie w mojej
twórczości.
PAP: Te obrazy pozostawiają widzom duże pole dla wyobraźni.
K.M.: Mam nadzieję, że nikt nie odbiera moich obrazów w sposób dosłowny. Zależy mi na tym, aby
miały w sobie pierwiastek tajemnicy, czegoś nieuchwytnego. Jednocześnie staram się opowiadać o
tym, co dla mnie istotne. O naturze i kontaktach z nią. O tym, jak ważne są nasze korzenie i
kultura, z której się wywodzimy. Ale nie chcę przedstawiać tego w sposób dosłowny. Wolę
pozostawić odbiorcom pole dla wyobraźni.
Na moją twórczość wpływają nie tylko legendy, ludowe podania, wierzenia przodków czy fantazja,
ale również otaczająca rzeczywistość. Czasem malując, staram się uchwycić nastrój towarzyszący
zbliżającej się burzy, ciepłej lipcowej nocy czy upajająco pachnącej wiosennej łąki. Zdarza mi się
się też malarsko opowiadać o swoich przeżyciach.
PAP: Można zauważyć w Pani obrazach motywy łowickie, czy też odniesienia do nich. Czy w ten
sposób nawiązuje Pani do swoich korzeni i korzeni swojej sztuki?
K.M.: Urodziłam się w Łowiczu, więc zupełnie naturalnym dla mnie jest odniesienie w twórczości
do rodzimej sztuki ludowej. Fascynują mnie motywy ludowe i folklor. Uwielbiam wycinanki
przedstawiające historie życia codziennego, przepiękne, misterne, niezwykle kolorowe pająki
zdobiące wnętrza chat. Rzeźbione i malowane meble czy bajeczne pasiaki. Łowicka sztuka ludowa
jest ciągle żywa.
Nadal jest wielu twórców, którzy mając na uwadze tradycję, tworzą przepiękne rękodzieło
odpowiadające wymaganiom współczesnego człowieka. Czerpanie z rodzimej sztuki ludowej to
również poznawanie własnej historii i swoich korzeni. Wiosną, latem dużo podróżuję po Łowiczu i
okolicach w poszukiwaniu nowych inspiracji i poszerzaniu wiedzy, ale często wracam w znajome
miejsca, na przykład do rodzimego muzeum, skansenu w Maurzycach czy Muzeum Ludowego
Rodziny Brzozowskich w Sromowie.
PAP: Czy młodemu artyście jest obecnie łatwiej zaistnieć na rynku? Jest wiele aukcji tzw. młodej
sztuki, obrazy czy też grafiki młodych artystów cieszą się coraz większym powodzeniem, czy Pani
też to odczuwa?
K.M.: Tak, sądzę, że młodym artystom jest dziś łatwiej. Coraz więcej domów aukcyjnych i galerii
sztuki organizuje aukcje ze sztuką młodych. Chętniej organizuje się wystawy początkującym
artystom, świeżo upieczonym absolwentom czy studentom. Niestety, zła sytuacja gospodarcza i
ekonomiczna w kraju utrudnia stabilizację na rynku sztuki. Ciężko przewidzieć, jak będzie za rok,
nie mówiąc o tym, co będzie za kolejnych pięć lat. Kryzys najmocniej odcisnął się na kulturze i
sztuce, a przede wszystkim na jej twórcach.
Jednocześnie dostrzegam coraz większe zainteresowanie młodą sztuką, jak i własną twórczością,
co oczywiście niezmiernie mnie cieszy. Jednak cały czas martwię się o swoją przyszłość. Na ten
moment w żaden sposób nie mogę zabezpieczyć swojej przyszłości ani w żaden sposób
przygotować się na nadejście „ciężkich czasów”, a przecież pewnie kiedyś nadejdą.
Wiem, że poświęcając się malarstwu, dużo ryzykuję. Jednak nie da się malować na pół gwizdka,
chyba że przez krótki czas i byle jak. Uznałam, że aby być dobrą w tym, co robię, muszę się temu
w pełni oddać. Zresztą malarstwo bez reszty mnie pochłonęło i teraz po prostu czuję wewnętrzny
przymus, by malować. Nie wyobrażam sobie życia bez tego. Moja praca jest moją pasją, a ona
determinuje moje życie.
PAP: Czy popyt na młodą sztukę to chwilowa moda, czy też może świadczyć, że Polacy otworzyli
się na sztukę, chcą mieć w swoich domach i biurach oryginalne prace mniej znanych artystów, a
nie kopie wielkich mistrzów czy też masowe produkty sieci handlowych?
K.M.: Można zauważyć, że Polacy coraz chętniej kupują prace młodych twórców. Chętniej
inwestują w sztukę niż kilka lat temu. Niektórzy kupują prace młodych, kierując się jedynie chęcią
posiadania interesującego ich dzieła, inni taki zakup traktują jak inwestycję. Pojawia się coraz
więcej kolekcjonerów, którzy mogą pochwalić się imponującymi zbiorami dzieł młodych twórców,
często jeszcze nieznanych. Ale nierzadko ich kolekcje z roku na rok znacznie zyskują na wartości.
Myślę, że to nie jest chwilowa moda. Uważam, że Polacy mają coraz silniejszą potrzebę posiadania
czegoś oryginalnego, unikatowego i jedynego w swoim rodzaju.
PAP: Obecnie przygotowuję się Pani do swojej pierwszej wystawy indywidualnej.
K.M.: Brałam udział w wielu wystawach zbiorowych, moje prace można było oglądać w kraju i za
granicą, jednak nigdy nie towarzyszyły mi takie emocje jak w ostatnim czasie podczas
przygotowań do wystawy monograficznej. Otwarcie planowane jest na 29 stycznia przyszłego roku
w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Wystawę będzie można oglądać przez dwa
miesiące i już dziś serdecznie na nią zapraszam.
Rozmawiał Kamil Szubański, Polska Agencja Prasowa
Karolina Matyjaszkowicz jest absolwentką Akademii Sztuki Pięknych im. W. Strzemińskiego w
Łodzi. Ukończyła w 2008 r. Wydział Tkaniny i Ubioru o specjalności wzornictwo i projektowanie
tkaniny. Dyplom obroniła w pracowni druku na tkaninie pod kierunkiem prof. Krystyny
Jaguczańskej-Śliwińskiej a aneks w pracowni malarstwa pod kierunkiem prof. Jarosława
Zduniewskiego. Uprawia malarstwo, ilustrację, animację oraz tworzy muzykę. Więcej informacji o
artystce i jej pracach można znaleźć na stronie www.matyjaszkowicz.art.pl.