Kilkuset polskich żołnierzy służy obecnie na
czterech misjach zagranicznych. W styczniu Siły
Powietrzne rozpoczną nową operację w krajach
bałtyckich.
Polacy wykonują zadania w Afganistanie, Bośni i
Hercegowinie, Kosowie i Republice Środkowoafrykańskiej.
W przypadku pierwszego i ostatniego z tych państw koniec
roku jest okresem rotacji – jedna zmiana kontyngentu
wraca do ojczyzny, na jej miejsce jadą kolejni wojskowi. Z
tego powodu liczba polskich żołnierzy służących za granicą w grudniu znacznie się waha. O ile w
pierwszej dekadzie miesiąca było ich ok. 470, o tyle teraz może to być mniejsza grupa. Z
pewnością jednak liczba żołnierzy służących w kontyngentach zagranicznych nie jest większa, a to
ze względu na zmiany dotyczące misji w Afganistanie.
W Afganistanie już tylko doradcy
W 2014 r. kończy się NATO-wska misja wsparcia bezpieczeństwa w Afganistanie (ISAF), w której
Polska uczestniczyła od 2007 r. (pierwszych żołnierzy wysłaliśmy pod Hindukusz już w 2002 r., ale
w ramach innej operacji – Enduring Freedom). 4 grudnia w bazie Bagram odbyła się ceremonia
zakończenia ostatniej, 15. zmiany polskiego kontyngentu.
Nie oznacza to jednak, że polscy żołnierze nie zostaną w Afganistanie. NATO w 2015 r. rozpoczyna
kolejną, ale już znacznie mniejszą operację – “Resolute Support” (ang. “stanowcze wsparcie”).
Polska wysyła na nią ok. 120 żołnierzy i pracowników wojska (maksymalną liczebność kontyngentu
określono na 150 osób). Są to głównie doświadczeni oficerowie z Ministerstwa Obrony Narodowej
(MON), Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i najwyższych dowództw – generalnego i
operacyjnego. Wraz z nimi jadą żołnierze ochrony. W przeciwieństwie do misji ISAF Polacy – jak
zapewnia MON – nie będą brać udziału w operacjach bojowych.
Tymczasem maksymalna liczebność zakończonej na początku grudnia ostatniej zmiany Polskiego
Kontyngentu Wojskowego (PKW) Afganistan w ramach misji ISAF była określona na 500 osób. Byli
to już głównie logistycy, którzy zajmowali się pakowaniem i wysyłaniem do kraju mienia
wojskowego. W okresie największego zaangażowania kontyngent liczył ok. 2,6 tys. żołnierzy i
pracowników wojska oraz 400-osobowy odwód w kraju. Polacy mieli na wyposażeniu ponad setkę
kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, kilkadziesiąt pojazdów o zwiększonej odporności
na wybuchy min, ciężkie działa, kilka transportowych i szturmowych śmigłowców oraz dwa lekkie
samoloty transportowe.
Wszystkie zmiany kontyngentów w Afganistanie od 2002 r. to łącznie 28 tys. żołnierzy i
pracowników wojska. Ogólny koszt zaangażowania tym kraju wojsko szacuje na nieco ponad 6 mld
zł (ok. 1,8 mld dolarów według obecnego kursu). Stopniowo polskie władze, szczególnie prezydent
Bronisław Komorowski, doszły do wniosku, że nasz kraj zbyt mocno angażuje się w afgańską
misję. – Nasz udział w tej misji, jeżeli chodzi o jej wymiar bojowy, zbliża się do finału – mówił
Komorowski w przemówieniu na święto Wojska Polskiego w sierpniu 2013 r., gdy było już
wiadomo, że misja ISAF zostanie zakończona. – Zdecydowanie więc odchodzimy od nadgorliwie,
nieopatrznie ogłoszonej w 2007 roku polityki ekspedycyjnej. Koniec łatwej polityki łatwego
wysyłania żołnierzy polskich na antypody świata – podkreślił.
Kosowo wciąż ważne
Wobec redukcji zaangażowania w Afganistanie największą misją zagraniczną polskiego wojska
stała się trwająca od 1999 r. operacja w Kosowie. Służy tam ok. 240 polskich żołnierzy i
pracowników wojska (postanowienie prezydenta określa maksymalną liczebność kontyngentu na
300 osób). Pierwszych żołnierzy do Kosowa Polska wysłała w 1999 r. Na początku było to 850
osób, stopniowo liczbę tę zmniejszano do obecnego poziomu.
Jak podkreśla dowódca operacyjny gen. broni Marek Tomaszycki, któremu podlegają wszystkie
kontyngenty zagraniczne, wbrew pozorom misja w Kosowie jest bardzo ważna. – W tej chwili
oczywiście bardzo ważna jest dla nas sytuacja na Ukrainie, ale Bałkany są tym miejscem, które jest
stosunkowo blisko naszych granic, i spowodowanie tam jakiegokolwiek zamieszania i powtórnych
problemów – czy niepodległościowych, czy jakiegoś innego rodzaju, które spowodowałyby
zamieszanie polityczne, przenosi się również bezwzględnie na nasze rejony – powiedział PAP
generał. W Kosowie polscy żołnierze nadzorują przestrzegania porozumienia pokojowego przez strony
konfliktu, prowadzą patrole, identyfikują i neutralizują zagrożenia. Wojskowi wspierają również
kosowską policję oraz policyjną misję Unii Europejskiej, w której służą także polscy
funkcjonariusze. We współpracy z miejscową ludnością Polacy monitorują też stan bezpieczeństwa
i udzielanie pomocy humanitarnej.
Formalnie rejonem działania polskiego kontyngentu jest nie tylko Kosowo, ale i Macedonia. Istnieje
też prawna możliwość użycia żołnierzy z Kosowa w Bośni i Hercegowinie.
Szkolenie bośniackiej armii
Bośnia i Hercegowina to kraj stacjonowania kolejnego polskiego kontyngentu wojskowego na
Bałkanach. Liczy on ok. 40 żołnierzy i cywilów (maksymalną liczebność oddziału określono na 50
osób) rozmieszczonych w trzech bazach. Kontyngent zajmuje się przede wszystkim szkoleniem
żołnierzy sił zbrojnych Bośni i Hercegowiny. Inne zadania Polaków to monitorowanie sytuacji
bezpieczeństwa oraz współpraca z samorządami, instytucjami i organizacjami pozarządowymi.
Polski kontyngent wojskowy jest częścią misji Unii Europejskiej, która nazywa się Althea. Trwa ona
od 2004 r. i zastąpiła siły SFOR pod auspicjami NATO. Głównym zadaniem operacji UE jest nadzór
nad wcielaniem w życie zapisów porozumienia z Dayton z 1995 r. Od połowy listopada polski
kontyngent nie wchodzi już w skład sił rezerwowych operacji, nie ma więc formalnej możliwości
działania także w Kosowie i Macedonii, gdyby trzeba było wzmocnić tamtejsze siły.
W maju 2014 r. polscy żołnierze włączyli się w udzielanie pomocy Bośniakom, gdy ich kraj
nawiedziła największa od lat powódź. Polacy ratowali dobytek przed zalaniem i przekazywali
pomoc humanitarną – m.in. środki czystości, żywność, wodę i koce.
Żandarmeria w sercu Afryki
W Republice Środkowoafrykańskiej – kolejnym kraju, gdzie stacjonuje polski kontyngent – działają
aż trzy, ściśle powiązane wojskowe misje zagraniczne: misja pokojowa ONZ – MINUSCA, misja Unii
Europejskiej – EUFOR CAR oraz misja specjalna Francji – Sangaris. Polski kontyngent wchodzi w
skład misji UE. Liczy ok. 50 żołnierzy i pracowników wojska.
Dosłownie tuż przed Bożym Narodzeniem nastąpiła tzw. rotacja – żołnierze kończącej się zmiany
wrócili do ojczyzny, kolejni wyjechali by wykonywać zadania. Trzon kontyngentu stanowią
żołnierze Żandarmerii Wojskowej – tak w Polsce określa się policję wojskową. Pozostali to m.in.
logistycy i łącznościowcy. Zadania polskich żołnierzy mają charakter policyjny – to m.in.
patrolowanie, wsparcie miejscowych sił w przeciwdziałaniu zamieszkom, prowadzenie dochodzeń.
W połowie grudnia prezydent Komorowski podpisał postanowienie, zgodnie z którym okres użycia
polskiego kontyngentu wojskowego w Republice Środkowoafrykańskiej został przedłużony do 15
marca 2015 r., kiedy upłynie obecny mandat operacji EUFOR CAR. Ministerstwo obrony oficjalnie
przyznaje jednak, że niewykluczone, iż obecna zmiana kontyngentu potrwa nie trzy miesiące, lecz
nawet siedem.
Dlaczego tak trudno powiedzieć, jak długo żołnierze, którzy teraz wyjechali do Afryki, będą tam
służyć? Operacja UE w Republice Środkowoafrykańskiej, której celem jest zapewnienie
bezpieczeństwa i stabilizacji, była początkowo planowana na pół roku, czyli do połowy grudnia.
Potem zadania miała przejąć misja ONZ MINUSCA, złożona głownie z sił afrykańskich. Założonego
terminu nie udało się dotrzymać. Teraz UE spodziewa się, że siły MINUSCA osiągną pełną
gotowość operacyjną do końca kwietnia 2015 r.
Obecna misja w środku Afryki jest kolejnym w ostatnich latach przykładem zaangażowania
niewielkich polskich sił na tym kontynencie. Od lutego do kwietnia 2014 r. Polska wystawiła liczący
34-osobowy kontyngent w Republice Środkowoafrykańskiej. Był zupełnie inny niż obecny, bo
składał się z lotników i średniego samolotu transportowego C-130 Hercules i wspierał siły
francuskie. Z kolei od marca 2013 r. do maja 2014 r. 20-osobowy kontyngent logistyków szkolił
żołnierzy w Mali. Nieco większe były kontyngenty służące w 2006 r. w Demokratycznej Republice
Konga oraz w latach 2008-2009 r. w Czadzie.
Znowu lotnicy w krajach bałtyckich
Po Nowym Roku polscy lotnicy rozpoczną misję nadzoru przestrzeni powietrznej Litwy, Łotwy i
Estonii, które są członkami NATO, ale nie posiadają własnego lotnictwa myśliwskiego. Od 2004 r.
kraje Sojusz wysyłają więc swoich lotników na czteromiesięczne dyżury bojowe w zintegrowanym
systemie obrony powietrznej i przeciwrakietowej. Samoloty są w gotowe, by ciągu kilkunastu
minut poderwać się w powietrze i polecieć w kierunku ewentualnego intruza, który zbliża się do
przestrzeni powietrznej któregoś z krajów NATO. Tak właśnie wyglądają starty bojowe, których
liczba wzrosła, szczególnie od początku kryzysu ukraińsko-rosyjskiego. Jednak większość lotów ma
charakter szkolny.Dla Sił Powietrznych będzie to już szósty PKW “Orlik”, bo takim kryptonimem jest określana misja
w krajach bałtyckich. W dodatku, Polacy wrócą do bazy w Szawlach na Litwie po zaledwie
czteromiesięcznej przerwie. Zostaną tam wysłane cztery, niedawno doposażone myśliwce MiG-29 z
jednostki w Mińsku Mazowieckim oraz maksymalnie 120 żołnierzy i pracowników wojska.
Polacy będą współpracować z lotnikami z trzech innych krajów Sojuszu – Belgii, Hiszpanii i Włoch.
Jeszcze w 2013 r. dyżur pełniły samoloty z tylko jednego państwa. Wobec poczynań Rosji na
Ukrainie, NATO zwiększyło jednak swoje zaangażowanie w krajach bałtyckich, a część samolotów
realizuje swoje zadania, startując z bazy w Malborku w Polsce – do tej pory dyżury pełnili tam
Francuzi i Holendrzy, w styczniu zastąpią ich Belgowie.
Polscy żołnierze służą na misjach zagranicznych od 1953 r. Od tego czasu przez 89 różnych misji
przewinęło się ich ponad 100 tys.
Rafał Lesiecki, Polska Agencja Prasowa