Lepsze uzbrojenie i sprzęt wojskowy, zmiana
sposobu szkolenia i większe zrozumienie u
sojuszników – to korzyści, jakie Polska i jej wojsko
ma z wysyłania żołnierzy na misje zagraniczne –
mówią generałowie, eksperci i zwykli żołnierze.
Strategiczne priorytety Polski należy przenieść z udziału w
misjach ekspedycyjnych na zadania związane z
zapewnianiem bezpieczeństwa własnego terytorium – tak
brzmi jedno z założeń doktryny prezydenta Bronisława
Komorowskiego, który sprzeciwia się “łatwemu wysyłaniu
żołnierzy polskich na antypody świata”. Nie oznacza to jednak, że wojskowi i politycy nie widzą, że
Polska i jej siły zbrojne odnoszą korzyści z wojskowego zaangażowania za granicą. Doktryna
Komorowskiego jest raczej postulatem, by udziałowi w misjach zagranicznych nadać właściwe
miejsce w hierarchii.
Bliski współpracownik prezydenta prof. Stanisław Koziej tłumaczy, że nasz udział w misjach ma
sens tylko wtedy, jeśli priorytetowo potraktujemy zadanie obrony własnego kraju i pod tym kątem
będziemy budowali zdolności sił zbrojnych. Ważne jest też przekonywanie sojuszników, że powinni
nam udzielić pomocy, jeśli będziemy tego potrzebowali, a do tego należy okazywać solidarność z
zaprzyjaźnionymi krajami i redukować odległe zagrożenia, zanim wyeskalują i bezpośrednio nam
zagrożą.
Koziej, który jest szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego i emerytowanym generałem brygady,
podkreśla, że udział w każdej misji musi być indywidualnie rozpatrywany z punktu widzenia
narodowych interesów, a nie według szablonów. Polska bowiem kilka lat temu wycofała się ze
wszystkich misji pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ). – Moim zdaniem to była
zła decyzja. Jestem zwolennikiem powrotu do misji ONZ np. na Bliskim Wschodzie, z których
nieopatrznie zrezygnowaliśmy – uważa Koziej.Generałowie: misje zmieniły szkolenie wojska
Były wiceminister obrony, a wcześniej dowódca Wojsk Lądowych i wielonarodowej dywizji w Iraku,
emerytowany generał broni Waldemar Skrzypczak, pytany, co wojsko ma z misji zagranicznych,
wymienia trzy korzyści. Na pierwszym miejscu jest zmiana świadomości wszystkich żołnierzy i
dowódców, jeżeli chodzi o prowadzenie działań wojennych, a szczególnie asymetrycznych, czyli
takich, gdzie na przeciwko regularnej armii stają oddziały nieregularne. Po drugie – mówi
Skrzypczak – doszło do daleko idących zmian w sposobie szkolenia wojsk. Po trzecie, nastąpiła
szybka ewolucja wyposażenia żołnierzy.
Na realistyczne szkolenie wojsk zwraca uwagę także gen. dyw. Mirosław Różański, który w Iraku
dowodził brygadową grupą bojową. – Trzeba zdać sobie sprawę, że do 2003 r., kiedy
realizowaliśmy przedsięwzięcia szkoleniowe, musieliśmy sobie zagrożenie i przeciwnika wyobrażać –
przypomina Różański.
Jak dodaje, dzięki działaniom w Iraku i Afganistanie wojsko uczyło się używać sprzętu zgodnie z
przeznaczeniem. Przykład? Kiedyś do szkolenia żołnierzy w nocy, mimo że w magazynach były
urządzenia noktowizyjne, stosowano substytuty – podświetlano cele, używano imitatorów.
Tymczasem w Iraku czy Afganistanie nie można było liczyć, że przeciwnik się zatrzyma, włączy
oświetlenie i pozwoli polskim żołnierzom wykonywać zadania.
Różański podkreśla jeszcze jedną rzecz. Dowódcy kontyngentów zobaczyli, czym jest ponoszenie
pełnej odpowiedzialności za podejmowane decyzje, i to dotyczące życia i śmierci. – To jest
szczególny charakter doświadczenia, które zdobywa się tylko i wyłącznie w czasie takich misji –
powiedział generał.
Dziś Różański pracuje w komórce ministerstwa obrony, która zajmuje się zakupami uzbrojenia i
sprzętu wojskowego. Jak mówi, z jednej strony widzi, że kupując uzbrojenie, które ma służyć do
ewentualnej obrony ojczyzny, pewnych rozwiązań charakterystycznych dla kontyngentów
zagranicznych nie wolno bezkrytycznie kopiować. Z drugiej Różański zwraca uwagę na typowe dla
misji współdziałanie różnych rodzajów sił zbrojnych nawet na najniższym szczeblu. Dlatego dziś
Wojsko Polskie wie, że, pozyskując uzbrojenie dla różnych rodzajów sił zbrojnych, potrzebuje
systemów dowodzenia, które będą się na wzajem “widziały”.
Eksperci: pomagać sojusznikom i liczyć na wzajemność Doradca ministra obrony, emerytowany gen. dyw. Bogusław Pacek kończy właśnie pracę nad
książką, podsumowującą udział polskich żołnierzy w misji w Afganistanie w latach 2002-2014. Na
tej podstawie podkreśla, że w zgodnej opinii wojskowych dzięki doświadczeniom z tej operacji
polska armia jest zupełnie inna niż wcześniej. – To, czego się nauczyliśmy we wspólnych
działaniach, w realnych bojowych warunkach od naszych partnerów, a czasami to, co sami
doskonaliliśmy, spowodowało, że jakościowo Polska posiada tysiące specjalistów przygotowanych
na poziomie równym Amerykanom, Francuzom, Brytyjczykom. Zdecydowanie tak nie można było o
nas powiedzieć kilkanaście lat temu – ocenia prof. Pacek.
Pytany, dlaczego w ostatnich latach Polska wysyłała żołnierzy na kilka misji do Afryki, co wcześniej
było rzadkością, Pacek – w przeszłości m.in. zastępca dowódcy operacji Unii Europejskiej w Czadzie
oraz Republice Środkowoafrykańskiej – odpowiada, że nie zawsze działamy w imię interesów tylko
własnego kraju. – Nasze misje w Afryce wynikały ze zrozumienia potrzeby działania wspólnie z
sojusznikami, głównie z Francją, bo bezpieczeństwo nie może być rozumiane tylko na zasadzie
zapewnienia spokoju wokół własnych granic – wyjaśnia generał.
Bardziej dosadnie powód wysyłania żołnierzy do Afryki tłumaczy analityk Polskiego Instytutu Spraw
Międzynarodowych Marcin Terlikowski. – Dla Polski to jest przede wszystkim pokazanie, że zasada
solidarności w polityce bezpieczeństwa może być wcielana w życie właśnie przez zaangażowanie
operacyjne w tych regionach, gdzie interesy mają nasi partnerzy, a my nie. Oczywiście z
założeniem, że możemy liczyć na wzajemność – mówi ekspert.
Dodaje, że jeśli chcemy znaleźć u partnerów z Europy Zachodniej i Południowej zrozumienie dla
naszych obaw przed Rosją, to może najlepiej wykazywać się zrozumieniem dla ich kłopotów z
nielegalną imigracją z Afryki i pomagać w znalezieniu rozwiązania.
Mimo że polskie kontyngenty w Afryce liczą ostatnio po kilkudziesięciu żołnierzy, są – zdaniem
Terlikowskiego – zauważalne. – Na poziomie politycznym Paryż wielokrotnie wyrażał nam swoją
wdzięczność, ponieważ władze wielu krajów nie chcą wspierać Francji w interwencjach w Afryce,
bo to kosztuje. Dlatego nawet tych 30 czy 50 polskich żołnierzy na tle innych państw to już jest
coś. Poza tym, w warunkach afrykańskich obecność kilkudziesięciu dobrze wyszkolonych i
uzbrojonych żołnierzy potrafi zmienić sytuację w terenie – objaśnia Terlikowski.
Żołnierze: takiego doświadczenia nie zdobędzie się na poligonach Również zwykli żołnierze mówią o korzyściach wynikających z udziału w operacjach zagranicznych.
Dotyczy to także tych, dla których taka służba skończyła się utratą zdrowia. Kapral Emil Uran,
spadochroniarz ciężko ranny w Afganistanie, podkreśla, że dla żołnierzy najważniejsze jest
doświadczenie zdobyte podczas służby w kontyngentach. – Nie można zdobyć takiego
doświadczenia na poligonach i ćwiczeniach, ponieważ na misjach jest to przełożone na faktyczne
warunki bojowe – ocenia Uran.
Ppor. Jacek Żebryk, żołnierz z 18-letnim doświadczeniem, zaznacza, że Wojsko Polskie pod
wpływem operacji zagranicznych w końcu zaczęła być realnie mobilna. – Kiedyś ta armia była
całkowicie papierowa. To była fikcja stworzona przez system jeszcze postsowiecki. Trwaliśmy w
tym, dopóki nie zmierzyliśmy się z realnym wrogiem. Jak to kiedyś powiedziano, armia, która nie
walczy, traci zdolności – mówi Żebryk.
Redaktor naczelny miesięcznika “Nowa Technika Wojskowa” Andrzej Kiński ocenia, że ważnym
doświadczeniem z misji było dla wojska stworzenie zdolności do współdziałania z żołnierzami,
sztabami, systemami łączności i logistyki z innych krajów, co w języku wojskowych nazywa się
interoperacyjnością. Kiński podkreśla też, że pod wpływem doświadczeń ze służby w Iraku i
Afganistanie polepszyło się np. wyposażenie indywidualne żołnierzy, uzyskano też wiele
doświadczeń wynikających z walki z nieregularnymi oddziałami przeciwnika – niektóre z nich są
specyficzne dla tamtych krajów, inne mają charakter bardziej uniwersalny i mogą przydać się w
Europie.
Z kolei wydawca miesięcznika “Raport – Wojsko – Technika – Obronność” Wojciech Łuczak, na
pytanie, co żołnierze mają z jeżdżenia na misje zagraniczne, odpowiada: – Doświadczenie, które
nie da się przeliczyć na złotówki.
– To są zupełnie inni ludzie, którzy mieli doświadczenia z sytuacjami krytycznymi, w których się
sprawdzili albo nie, ale wiedzą przynajmniej co ich czeka. Kiedy dojdzie co do czego, ci ludzi będą
zupełnie inaczej reagować – wyjaśnia Łuczak.
Rafał Lesiecki, Polska Agencja Prasowa