Nie wiedział, że będzie wywołany przez premier
Ewę Kopacz, która w expose dziękowała mu za
służbę. Wstał w żołnierskim odruchu. W rozmowie z
PAP opowiada, jak walka o powrót do zdrowia i
sprawności zmieniła jego życie.
PAP: Czy przyjeżdżając do Sejmu, widział Pan, że zostanie
wspomniany w expose premier Ewy Kopacz?
Ppłk Leszek Stępień: Nigdy w życiu. Spodziewałem się
kurtuazyjnego spotkania z ministrem obrony narodowej,
który jest bardzo życzliwie ustosunkowany do weteranów, czego efektem jest Centrum Weterana.
Samo wyrwanie mnie ze stołka było dla mnie zaskoczeniem.
PAP: Co Pan pomyślał?
L.S.: Po prostu wstałem jak żołnierz na odprawie. Emocje i analiza przyszły potem, bo nigdy się nie
spodziewałem, że wokół tego zrobi się taki wielki szum medialny.
PAP: Domyślam się, że wiele lat Pan poświęcił na walkę o powrót do zdrowia i sprawności.
L.S.: To jest walka do końca życia. Dotyczy to każdej osoby niepełnosprawnej. Potrzebowałem
około dwóch lat na dojście do – nazwijmy to – normalnego funkcjonowania. Dostałem protezę,
przyzwyczajałem się do niej, zaakceptowałem ją jako część swojego organizmu, uczyłem się
chodzić.
Wcześniej byłem dowódcą, cały czas w ruchu. Nagle trzeba było siąść za biurkiem i
przekonstruować swoje życie o 180 stopni. Potem zacząłem myśleć o jakimś zawodzie, który
mógłbym wykorzystać jako żołnierz zawodowy.
PAP: Stąd informatyka?
L.S.: Tak. 6-7 lat przekwalifikowania, czyli studia, a potem kursy związane z informatyką, ale to był
dopiero początek drogi.
PAP: Jeszcze dwa lata temu jeździł Pan na wózku i narzekał na problemy z protezą.
L.S.: Bywały okresy, że nawet pięć miesięcy poruszałem się na wózku. Różnie to bywa… Lekarze
najpierw walczyli o moją lewą nogę, bo wdało się mocne zakażenie i w grę wchodziła amputacja.
Udało się. Powiedzmy, że lewą nogę mam w 90 proc. sprawną. Potem była walka, w którym
miejscu amputować prawą nogę. Na początku lekarze chcieli to zrobić powyżej kolana, ale jeden z
nich powiedział, że wprawdzie są marne szanse, ale spróbujmy powalczyć. I udało się. Z krótkim
kikucikiem przy kolanie standard chodzenia jest o wiele lepszy niż bez kolana. Niemniej jak się
chodzi z protezą, to nie jest naturalny chód i to nie są naturalne obciążenia dla organizmu.
Konieczna jest rehabilitacja do końca życia. I nie ma od niej odstępstwa, bo jeżeli się ją zaniedba,
to się odbije czy to na kręgosłupie.
PAP: Jak Pan trafił do Centrum Weteranów?
L.S.: Kiedy usłyszałem w telewizji, że powstanie takie Centrum Weteranów, pomyślałem, że byłaby
to superinstytucja dla mnie. Przez wiele lat poza działalnością służbową współpracowałem z moimi
kolegami w stowarzyszeniu rannych. Zajmowałem się bezpośrednią pomocą, organizowaniem
różne przedsięwzięcia, także konsultacje społeczne projektu ustawy o weteranach i rozporządzeń
wykonawczych. Miałem dość dużą wiedzę o funkcjonowania systemu pomocy w MON i pomocy
państwa dla niepełnosprawnych, nie tylko wojskowych. Poza tym jako stowarzyszenie rannych
nawiązywaliśmy współpracę z innymi fundacjami i stowarzyszeniami, dlatego miałem dużą wiedzę i
kontakty.
Podczas rozmowy kwalifikacyjnej na dyrektora centrum zostałem oceniony najwyżej, z czego się
bardzo cieszę.
Rozmawiał Rafał Lesiecki