Rzeź Ormian, Holokaust, masakra w Srebrenicy,
Rwandzie czy mordy w Darfurze – świat
doświadczył wiele zbrodni ludobójstwa. Pojęcie to
nie istniało jednak aż do 1943 roku. Wymyślił je
Raphael (Rafał) Lemkin, urodzony w Polsce prawnik
żydowskiego pochodzenia. Całe życie poświęcił
jednej misji: przekonać świat do przyjęcia prawa,
które będzie uznawało i ścigało ludobójstwo jako
zbrodnię. Zapomnianego bohatera przypomina
najnowszy film dokumentalny amerykańskiej reżyserki Edet Belzberg pt. “Watchers of
the Sky”.
PAP: Dlaczego zdecydowała się Pani wyreżyserować film o Rafale Lemkinie?
Edet Belzberg: Przeczytałam o nim w książce Samanthy Power “A Problem from hell”. Jego historia
mnie ujęła. Jak człowiek, który był zmuszony wyjechać ze swego kraju, nie reprezentował żadnej
instytucji, żadnego rządu – on prawie nie miał domu, żył w biedzie, brakowało mu czasem jedzenia
– mógł osiągnąć tyle, co on. Codziennie chodził do siedziby ONZ w Nowym Jorku, by przekonywać
delegatów i ambasadorów, żeby ludobójstwo zostało uznane za zbrodnię.
PAP: Lemkin urodził się w 1900 roku i spędził dzieciństwo na wschodzie Polski pod Wołkowyskiem
(w dzisiejszej Białorusi). Cała jego rodzina zmarła podczas II wojny światowej, jemu udało się
wyemigrować do USA w 1941 roku. Ale odpowiedzialnością za masowe mordy na grupach
narodowych czy religijnych zainteresował się znacznie wcześniej. Dlaczego?
Edet Belzberg: Lemkin z jednej strony miał idylliczne dzieciństwo. We wspomnieniach pisał o
przyrodzie, brzozach, rzece, gospodarstwie ojca. Był bardzo związany z ziemią, z której pochodził.
Matka czytała mu bajki La Fontaine’a, w których poczucie sprawiedliwości było silne. Ale
jednocześnie doświadczył pogromów, do których dochodziło wokół niego, gdy był dzieckiem. Mając
10 lat, przeczytał “Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza i był poruszony prześladowaniami chrześcijan.
Nie rozumiał ich, tak samo jak pytał, czemu mają miejsca pogromy Żydów.
PAP: A potem jako nastolatek przeczytał o masakrze Ormian w imperium osmańskim. Poruszyła go
zwłaszcza historia człowieka, który stracił całą rodzinę, a kilka lat później w akcie zemsty
zamordował jednego z odpowiedzialnych za masakrę ministrów i stanął za to przed sądem.
Edet Belzberg: Lemkin zadawał sobie pytanie, dlaczego zabicie jednej osoby jest większą zbrodnią
niż zabicie milionów. Nie mógł znieść myśli, że można było dokonać bezkarnie na rzezi na
Ormianach. To wtedy zrodziła się u niego myśl, że stworzy prawo, które zapobiegnie podobnym
zbrodniom. To stało się jego życiową pasją.
PAP: Po raz raz pierwszy Lemkin użył pojęcia “genocide” (ludobójstwo) w książce “Axis Rule in
Occupied Europe” opublikowanej w USA w 1944 r. Jak wyglądał proces tworzenia tego słowa?
Edet Belzberg: Już w latach 30. używał słów “barbarzyństwo”, “wandalizm” i “terroryzm”, ale nie
oddawało ono w pełni horroru masowych zbrodni. Był lingwistą, znał kilka języków. Szukał słowa,
które poruszy ludzką świadomość. Do słowa „genocide” doszedł, łącząc greckie “genos” (rasa, ród)
z łacińskim “cidere” (zabijać).
PAP: Lemkin doradzał głównemu oskarżycielowi USA w procesie norymberskim głównych
zbrodniarzy III Rzeszy. Ale był wynikami procesu rozczarowany. Czemu?
Edet Belzberg: Udało mu się przekonać jednego z oskarżycieli do użycia terminu ludobójstwo. Ale
ludobójstwo nie było wówczas traktowane jako zbrodnia, więc oskarżenie o ludobójstwo było
niemożliwe. Był bardzo rozczarowany. Uważał, że procesy norymberskie nie poszły wystarczająco
daleko. Zbrodnie nazistowskie zostały osądzone w Norymberdze jak zbrodnie wojenne, co
oznaczało, że przywódcy mogą dalej dokonywać ludobójstw we własnym kraju w czasach pokoju.
Gdyby Hitler nie napadł na Polskę, to nie byłby osądzany za wiele zbrodni, które popełnił na
Żydach we własnym kraju.
PAP: Dlatego napisał projekt Konwencji o karaniu zbrodni ludobójstwa i przedstawił w dopiero co
powołanej Organizacji Narodów Zjednoczonych. Czy było mu łatwiej zabiegać o jej przyjęcie w
ONZ, gdy świat poznał prawdę o Holokauście?
Edet Belzberg: Było więcej zrozumienia dla jego wysiłków, ale nie można powiedzieć, że
kiedykolwiek było mu łatwo. Nie zapominajmy, że nawet gdy udało mu się wreszcie uzyskać
poparcie dla Konwencji, to tylko dzięki wsparciu małych państw. Liderzy dużych państw nie chcą
być niczym związani, chcą robić, co im się podoba, wszczynać wojny. Po przyjęciu Konwencji przez
Zgromadzenie Ogólne ONZ (9 listopada 1948 roku – PAP) Lemkin czuł się spełniony. Ale musiał
teraz przekonać do ratyfikacji Konwencji. To okazało się jeszcze trudniejsze. Duże kraje bardzo
długo jej nie ratyfikowały. Także USA. Lemkin spotkał się z każdym, z kim mógł, w Waszyngtonie,
ale ludzie go lekceważyli. Pytali, kim jest ten człowiek mówiący łamanym angielskim, który próbuje
nam narzucić jakieś prawo. USA wciąż nie ratyfikowały statutu o Międzynarodowym Trybunale
Karnym, czyli sądu, który został powołany do ścigania sprawców zbrodni ludobójstwa.
PAP: Lemkin zmarł w 1959 roku. Na jego pogrzebie była garstka osób. Co wiemy o jego
prywatnym życiu?
Edet Belzberg: Przez kilka lat był profesorem prawa na Yale. Miał lukratywne propozycje pracy i
mógł wieść bardzo wygodne życie, ale wybrał drogę poświęcenia, by powstało prawo, które będzie
zapobiegać ludobójstwu. Nigdy się nie ożenił. Ale nie dlatego, że kobiety nie były nim
zainteresowane. Uważał, że można mieć tylko jednego boga. W jego przypadku to była
Konwencja. Tej sprawie postanowił oddać wszystko. Uważał, że nigdy nie mógłby zaoferować
rodzinie ani wystarczająco dużo czasu, ani środków. Zapracował się na śmierć. Zmarł na
przystanku autobusowym w drodze do ONZ na kolejne spotkanie ws. ratyfikacji Konwencji.
PAP: A jakie były jego relacje z Polską?
Edet Belzberg: Pisał, jak bardzo był smutny, gdy zdał sobie sprawę, że już nigdy nie będzie mógł
wrócić do Polski. Ale w 1939 roku zrozumiał, że jako Żyd nie może zostać w Polsce, bo jego życie
było zagrożone. Cała jego rodzina zginęła i po wojnie byłoby mu zbyt trudno wrócić do Polski. We
wspomnieniach nie pisze o powojennej Polsce. Natomiast przed wojną, gdy pracował w Warszawie
(był m.in. zastępcą prokuratora ds. karnych skarbowych, a także członkiem-korespondentem
Międzynarodowego Biura Unifikacji Prawa Karnego – PAP) polski rząd zabronił mu jechać na
międzynarodową konferencję do Madrytu w 1933 roku. Chciał na niej przedstawić dokument, w
którym po raz pierwszy opisał założenia zbrodni ludobójstwa (choć wtedy nie używał jeszcze tego
pojęcia). Ale nie miał wsparcia od rządu. Po wojnie nigdy nie odwiedził Polski. Jestem pewna, że
Lemkin byłby zadowolony, wiedząc, że film o nim jest pokazywany w Polsce.
PAP: W filmie prezentuje pani kilka osób zainspirowanych Lemkinem. Wśród nich jest Samantha
Power, była dziennikarka, która relacjonowała zbrodnie w dawnej Jugosławii, obecnie ambasador
USA przy ONZ. Na biurku ma zdjęcie Lemkina.
Edet Belzberg: Powiedziała mi w wywiadzie, że bardzo dużo się nauczyła, czytając jego
wspomnienia. Także z taktycznego punktu widzenia – jak rozmawiać z rządami. Ale powiedziała mi
też, że Lemkin ostrzegł ją, że należy dbać o życie prywatne. Nie można dać się “pożreć” pracy.
Trzeba znaleźć równowagę pomiędzy promowaniem idei, a życiem prywatnym.
Nagradzany m.in. na tegorocznym festiwalu filmowym w Sundance “Watchers of the Sky” (polski
tytuł “Strażnicy nieba”) będzie można zobaczyć na Warszawskim Festiwalu Filmów o Tematyce
Żydowskiej 3-9 listopada.
Rozmawiała Inga Czerny, Polska Agencja Prasowa