Mobilność międzynarodowa jest ważną cechą
współczesności. Ludzie są ciągle w ruchu. Trudno
jednoznacznie powiedzieć, jaka część osób, które
wyemigrowały z Polski wraca do kraju. Powroty są
płynne i dane te wymykają się statystykom – mówi
PAP socjolog prof. Izabela Grabowska-Lusińska.
Z danych przedstawionych w projekcie rządowego
Programu Współpracy z Polską Diasporą w latach 2015-
2020 Ministerstwa Spraw Zagranicznych wynika, że w
ostatnim dziesięcioleciu nasz kraj opuściły ponad 2 miliony osób.
Badaczka migracji prof. Grabowska-Lusińska, socjolog pracy w Szkole Wyższej Psychologii
Społecznej (SWPS) i ekspert Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego, uważa,
że do takich danych należy podchodzić z ostrożnością, bo są to tylko szacunki. – Nawet jeśli te 2
mln osób opuściły Polskę, wcale nie znaczy, że cały czas są poza krajem – przekonuje. Wyjaśnia,
że po wejściu Polski do Unii Europejskiej ludzie stali się bardziej mobilni i mogą być ciągle w ruchu
– czasem wracają, potem znów wyjeżdżają.
– Nie znamy skali powrotów do Polski. Jest przecież swoboda przepływu pracowników. Osoby
wyjeżdżające z Polski nie wymeldowują się stąd, a w krajach przyjmujących (np. w Wielkiej
Brytanii) nie muszą się już rejestrować. Tak więc ludzie ci wymykają się statystykom – zwraca
uwagę prof. Grabowska-Lusińska. Przyznaje, że dobrymi źródłami danych o strukturze i dynamice
wyjazdów i powrotów może być spis powszechny oraz prowadzone co kwartał Badanie Aktywności
Ekonomicznej Ludności (BAEL).
Rozmówczyni PAP porównuje, że w czasach spisu powszechnego w 2002 r. z emigracji wracali w
dużej mierze ludzie z lepszym wykształceniem i osiedlali się głównie w większych miastach. W
ostatnich latach wygląda to nieco inaczej – ludzie częściej wracają do miejsc, z których wyjechali. –
Jednak osoby te często nie mogą się odnaleźć na lokalnych rynkach pracy, dlatego decydują się na
kolejne wyjazdy. W ten sposób trwają w cyrkulacji: wyjazd-powrót-wyjazd. Czas pobytu w krajach
przyjmujących jednak wydłużył się ze względu na brak ograniczeń – opowiada socjolog.
Jak zaznacza, głównym motywem, który składnia Polaków do wyjazdów, jest praca, a kiedy osoby
te opuszczają Polskę, często chcą do niej jeszcze wrócić i zostawiają sobie wszystkie opcje
otwarte. – Jak to się ułoży z czasem, to już inna sprawa – wszystko zależy od tego, jak potoczą się
losy, np. jak ludzie zorganizują swoje gospodarstwa domowe i życie rodzinne – dodaje. Przyznaje,
że najważniejsze powody powrotów to przede wszystkim te związane z rodziną (np. zobowiązania
wobec partnerów, dzieci, starzejących się rodziców). Badaczka podkreśla, że ewentualne powroty
zawsze są mniej masowe i mniej systematyczne niż wyjazdy, które nastąpiły w krótszym czasie,
np. po otwarciu granic.
Grabowska-Lusińska zwraca uwagę na różne modele migracji. Tradycyjnymi wzorcami
migracyjnymi były migracje osiedleńcze i migracje sezonowe. – Migracje osiedleńcze najczęściej
wiązały się z restrykcjami dostępu – koniecznością uzyskania wizy, zielonej karty – odległością,
kosztem podróży. To były migracje do Stanów Zjednoczonych, Kanady, ale i do Brazylii albo do
państw, które prowadziły aktywną politykę werbunkową, by zasiedlać puste tereny – wskazuje.
Drugim tradycyjnym modelem była migracja sezonowa. I tak np. za zaborów oraz w czasach PRL
ludzie wyjeżdżali do prac sezonowych, głównie do Niemiec.
Teraz natomiast pojawiły się nowe modele migracji. Jednym z nich są migracje transnarodowe. –
Człowiek żyje więc w dwóch krajach – pracuje w jednym kraju, ale ma silne więzi z krajem, z
którego wyjechał: śledzi media, kulturę, myśli o powrocie i mógłby wrócić właściwie w każdej
chwili – opisuje. Innym współczesnym modelem migracji jest też migracja płynna. Można o niej
mówić w przypadku ludzi niezwiązanych mocno z danym państwem, którzy – zależnie od
okoliczności – mogą pracować w różnych krajach.
– Za czasów dużej emigracji z Polski do Ameryki mieliśmy do czynienia z wyjazdami z punktu A do
punktu B, a potem po iluś latach następował powrót do punktu A. Dziś już nie możemy tak
definitywnie mówić o powrotach – komentuje socjolog. Obecnie miejsca zamieszkania można
zmieniać z większą łatwością niż kiedykolwiek wcześniej w historii. – Dążymy do osiągania swobody
mobilności poprzez znoszenie ograniczeń granicznych, walutowych czy kapitałowych. W dodatku
środki transportu nigdy wcześniej nie były tak tanie i tak dostępne dla przeciętnego człowieka.
Dzięki temu ludzie, którzy doświadczyli mobilności, widzą jej korzyści i chcą być mobilni –
podsumowuje. Ludwika Tomala, Polska Agencja Prasowa